Niedzielna, niepewna pogoda w stolicy Dolnego Śląska nie odstraszyła miłośników biegania w trudnych warunkach. Pomimo tego, że w od rana nad Wrocławiem wisiały ogromne, deszczowe chmury, na Stadionie Olimpijskim i na starcie biegu Men Expert Survival Race, pojawiły się setki biegaczy.
Błoto na całej trasie
Każda z grup, która startowała na dystansie 5 lub 10 kilometrów, przed biegiem przechodziła wspólną rozgrzewkę w rytmie muzyki i z profesjonalnym instruktorem. Wśród uczestników imprezy znaleźli się zarówno amatorzy, jak i wielcy miłośnicy ekstremalnych doznań. Jeden ze startujących biegał... z połamanymi palcami lewej dłoni, a gips owinął taśmą izolacyjną, aby ten nie przemókł.
Byli także koszykarze amatorzy, którzy do Wrocławia przyjechali aż z Rybnika i biegacze z Poznania. Dla najmłodszych organizatorzy przewidzieli zabawy w specjalnie przygotowanym kąciku malucha, a starsi mogli kupić buty biegowe lub sprzęt do wspinaczki.
Ekstremalnie trudny bieg wykańczał uczestników, nawet tych znakomicie przygotowanych. Wbiegając na tor przeszkód, trzeba było wdrapać się na wzniesienie pochylone pod kątem 45 stopni, przebiec obok przepychających nas Wikingów, przeczołgać się w basenie i wejść na małpi gaj.
„Ściana płaczu”
Ostatnia przeszkoda, ustawiona kilkadziesiąt metrów przed metą, licząca ponad dwa metry skrzynia, była prawdziwą ścianą płaczu. Biegacze pomagali sobie nawzajem wdrapując się po plecach, podkładając ręce, a gdy już ktoś był u góry, wciągał kolejnego uczestnika.
Pomimo zagrożenia opadami deszczu, zawodnicy chwalili sobie pogodę. Cała trasa przebiegała co prawda przez błoto i biegało się ciężko, ale nie było duszno, co przy tak wyczerpującym bieganiu mogło tylko pomagać.
Wrocławski bieg Men Expert Survival Race można uznać za udany. Kolejna edycja cyklu odbędzie się 22 czerwca w Warszawie, a ostatnia z trzech imprez 19 października w Poznaniu.
SR/mic
