Prezentując dzisiejszy felieton, występuję w stroju o narodowych barwach Albanii (Shqipëria), czyli bardziej tak na czerwono. Mam bowiem pomysł, aby ten niewielki europejski kraj przytulić do kołnierza (do piersi) Wrocławia. Kombinuję mianowicie utworzenie w naszym mieście, uwaga, pierwszego w tej części Europy – Instytutu Kultury Albańskiej! We Wrocławiu, Mieście Spotkań, nieodległej Europejskiej Stolicy Kultury miejsce dla albańskiej kultury będzie na pewno postrzegane z ciekawością, myślę, że z uznaniem. Nie ma bowiem w Polsce agory, w której byłaby prezentowana kultura i sztuka tego blisko trzymilionowego narodu.
Stolica górzystego kraju, Tirana, to miasto takiej wielkości jak Wrocław. Liczy plus minus 600 000 tysięcy mieszkańców. Kumplować się z Bredą, Wiesbaden (nasze aktualne partnerskie miasta) to sznyt spatynowanego, sytego mieszczaństwa, to bułka z masłem. Oswajanie postmodernistycznej w rozwoju, lekuchno dzikiej Tirany, portowego miasta Durres – to wyzwanie i cywilizacyjna misja. Tak myślę.
Dlaczego wymyśliłem dla Wrocławia tę Albanię, oraz jej stolicę Tiranę?
Po pierwsze, potomek poznaniaków, wychowałem się w Zgorzelcu wśród braci Greków. Wśród nich była pierwsza poważna bójka z Miciosem Dzawelasem, pierwsza szklana wina recina, pierwsze oliwki, mocno czosnkowane tzatziki (cacyki) i pierwsze półmurzyńskie usta licealistki Maricy. Także chrzestnym mojego syna Radka jest Grek, doktor filozofii Ilias „Lakis” Wrazas. Więc bałkańską muzykę, potrawy, zwyczaje – wchłaniałem od zasmarkanego dzieciaka. Czuję się także – z charakteru – przyrodnim bratem Johna Belushiego (przedawkował w roku 1982), wywodzącego się z albańskiej wsi Oyteze, chicagowskiego showmana, połowy słynnego duetu Blues Brothers. Jestem nawet mocno do Belushiego podobny (szczególnie w filmie Spielberga „1941”), chociaż nie dam złego słowa powiedzieć o roztropności mojej mamy Tereski. Wreszcie lubię odkrywać wokół rzeczy zupełnie nowe. Tak jak – na przykład – zorganizowałem pierwszy na świecie Honda Jazz Festiwal, tak też chciałbym, w naszym niepowtarzalnym mieście, otworzyć pierwsze w tej części Europy miejsce z kulturą albańską. Za małe pieniądze, o czym będzie dalej.
Etniczna nazwa Albanii to Shqipëria, czyli Kraina Orłów – a przecież Polska też żyje w cieniu orła (białego). My obchodzimy narodowe święto w listopadzie, Albańczycy też w listopadzie, dwa tygodnie po nas. A i Wrocław ma w herbie część czarnego orła, zaś w sygnaturze WKS Śląsk jest on nawet cały. W Śląsku, czyli w klubie, w którym gra niedawno pozyskany Albańczyk z Tirany, Sebino Ptaku (rocznik 1985), dla którego Śląsk, to pierwszy cudzoziemski klub piłkarski, jeśli nie liczyć jednego, jedynego meczu rozegranego w barwach słabej norweskiej drużyny Ham Kam (Hamarkameratene). Obserwując jego dotychczasową grę w naszym klubie (okiem byłego wiceprezesa klubu kibiców Śląska), jestem przekonany, że nie będzie w drużynie wyłącznie chłopcem na posyłki (ma kontrakt do czerwca 2016).
Sam mówi tak: Jestem bardzo zadowolony, że trafiłem do Wrocławia. To dla mnie duży krok do przodu. Cieszę się na ponowną współpracę z trenerem Stanislavem Levym, który był już moim opiekunem w Albanii. A także na możliwość występów dla niesamowitych kibiców Śląska.
Przypomnę, że Albania to bałkański kraj 12 razy mniejszy od Polski, którego ludność dochodzi do 3 milionów. Kraj położony pomiędzy Czarnogórą, Kosowem (Serbia), Macedonią, Grecją i Adriatykiem. Albania to w trzech czwartych góry, kraj z dostępem do Adriatyku i Morza Jońskiego. To kraj mercedesów (w szczególności model „beczka”) oraz tysięcy przybrzeżnych nadmorskich, niewielkich bunkrów, pozostałości po komunizmie, w których obywatele mieli chronić kraj przed kapitalistyczną nawałą. Dzisiaj są po wielokroć „sprzedawane” turystom.
Wybudował je gościu o nazwisku Enver Hodża (Hoxha, 1908-1985), stalinowski kierownik tego pasterskiego kraju od zakończenia II wojny światowej do 1985.
Na pół wieku odgrodził swoich obywateli od świata, pogonił z Albanii wszelkie religie, doprowadził państwo do gospodarczej i społecznej zapaści. Hodża miał słowiańskiego kumpla, naszego rodaka, Kazimierza Mijala (1910–2010). Kazimierz, szef kancelarii prezydenta Bolesława Bieruta, minister gospodarki u Józefa Cyrankiewicza, podpadnięty u Władysława Gomułki, zakochał się w naukach Mao Tse Tunga (Mao Zedong). W roku 1966, dzięki lewym papierom wyrobionym przez ambasadę Albanii, jako Servet Zedonga, uciekł do Tirany, skąd prze lata nadawał propagandowe audycje kierowane do polskich komunistów – maoistów. Musiał być wokół Tirany dobry klimat, świeże powietrze, bo towarzysz Kazimierz zakonserwował się na równe 100 lat życia.
Ale te szare, nieciekawe lata minęły. Dzisiaj dla Polaków (Wrocławian) bardzo atrakcyjne będą albańskie krajobrazy, wciąż jeszcze dzikie plaże i biblijno-muzułmańskie kulinaria. Podobnie jak w sąsiedniej Grecji, oliwa z oliwek, baranina, słone sery – stanowią tam podstawę kuchni. Sztukę kulinarną Albańczycy rozwinęli doskonale. Owa baranina jest więc najczęściej wykorzystywanym w kuchni mięsem. Najpopularniejsza jest w formie pieczonej, powszechnie znana jako gyros. Innym popularnym daniem, przygotowywanym z mielonego podwójnie mięsa baraniego, wymieszanego z wołowym, są niewielkie kotleciki grilowane o nazwie gofte. Przygotowuje się je podobnie, jak polski kotlet mielony, tylko z dodatkiem ziół.
Z kolei Fileta Qengji to luksusowy filet jagnięcy, najpierw marynowany w oliwie z oliwek, oregano, tymianku, czosnku, occie, miodzie i soku z cytryny, a następnie zapiekany z plastrem mozarelli.
U nas jada się do dań mięsnych potrawy z ziemniaków, w Albanii podstawą jest chleb pita i pilaf. Pita znana również w Polsce w lokalach sprzedających kebaby czy shoarmę, a przypomina nieco podpłomyk, czyli niewiele grubszy od placka płaski chlebek z ciasta drożdżowego, nieprzyrumieniony, jak chleb, ale zupełnie biały. Ziemniaki również pojawiają się w kuchni albańskiej, ale nie gotowane z wody, a raczej pieczone. Zupełnie nie ma natomiast klusek! Musicie tego wszystkiego spróbować!
Ale koniec z żarciem, o którym mógłbym napisać trzydzieści kolejnych Smektałyków na weekend. Teraz słów garstka o duchu, o albańskiej kulturze. Ujawniam snadnie, że jestem absolutnym fanem i wasalem albańskiej radiostacji Tirana Jazz Radio!
Przez ostatnie miesiące standardy nadawane przez TJR zajmują przestrzeń, w której przebywam wiele godzin dziennie. Czuję, jakbym osobiście redagował program tej stacji. Dużo dobrej muzyki, mało gadania. Wbijcie koniecznie (nie pożałujecie) do wyszukiwarki Google nazwę: Tirana Jazz Radio, a – podobnie jak ja – staniecie się jej niewolnikiem. Ja jestem. Lubię też kanał wyłącznie z muzyką islamską: Radio Udhezimi.
Trzymilionowa Albania ma też utalentowanych pisarzy.
To Ismail Kadare, pisarz nominowany do Nagrody Literackiej Europy Środkowej.
Był nawet u nas, we Wrocławiu. A jego wydane przez Świat Książki dwie powieści „Grób Agamemnona” (2011) oraz „Droga Horodyska” (2013), nie były, pomimo upadku tubylczego czytelnictwa, gniotami przechowywanymi po kątach.
Nie do końca ułożył się z ojczyzną, bo w 1990 roku wybrał azyl w Paryżu.
Laureat nagrody Man Booker International oraz Nagrody Księcia Asturii.
Kolejnym godnym polecenia pisarzem jest Fatos Lubonia (mój rocznik – 1951).
Zbiór jego tekstów ukazał się w formie książki, wydanej przez Pogranicze w 2005 roku, z przedmową Konstantego Geberta. W latach 2002-2008, Lubonja czterokrotnie odwiedził nasz kraj. Uczestniczył w dwóch projektach, realizowanych przez Wydawnictwo Czarne: Nostalgia – o tęsknocie za komunizmem i Znikająca Europa. W roku 2008 wziął udział w IV edycji Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu. Zaprezentował nam opowiadanie "Nieopublikowany wstęp". Patronował w wydaniu w Albanii tomu esejów „O podróżach w czasie” Czesława Miłosza.
Nie tylko ja jestem ochotnikiem do popularyzacji ciągle jeszcze nieodkrytej Albanii. Pisarz i podróżnik, Andrzej Stasiuk, uważa ten kraj za "podświadomość Europy". Stary, o bardzo bogatej tradycji, który zachował wiele ze swojej przeszłości.
My, Słowianie szaleliśmy w lasach, na drzewach. A Albańczycy tymczasem militarnie szachowali Rzymian – powiada Stasiuk. Albania ma seksapil, dodaje. Zaleca ciekawe, złożone i trudne związki z tamtą cywilizacją. Albania to kraj usiany bunkrami, dodaje pisarz, świadczącymi o traumatycznej przeszłości.
Ale mieszkańcom kraju udało się zrobić z nich swój znak rozpoznawczy.
Oswoili je, sprzedają pamiątki w kształcie bunkrów – opowiada pisarz, który gościł w Albanii kilkanaście razy.
Czytaliście dotąd o regionalnej kuchni, o literackim intelekcie, skonkretyzujmy pojawienie się w „Smektale na weekend” rozwojowego państwa Albania.
Jak zapewne wiecie, moje propozycje ubarwiania naszego Wrocławia nigdy nie są otoczone finansowymi żądaniami. Taki – powtarzam raz jeszcze – pierwszy w tej części Europy ośrodek prezentacji kultury albańskiej moglibyśmy urządzić na wrocławskim rynku, w kamienicy o numerze 4, gdzie mam galerię (czyli lokal w wyśmienitym miejscu byłby za darmochę). Jestem już po dobrych rozmowach z ambasadą tego bałkańskiego kraju. Moglibyśmy pokazywać w galerii albańską grafikę, malarstwo, wyroby rękodzieła, płyty z oryginalnymi nagraniami, tamtejszą odzież, organizować koncerty muzyczne, kulinarne pokazy.
Wreszcie, mieć miejsce, z którego do muzułmańskiego, rozwijającego się kraju wysyłalibyśmy z Wrocławia wielu polskich turystów, wczasowiczów, wędrowców.
Gdyby jeszcze prezydent Rafał Dutkiewicz, zechciał – z byłym ministrem spraw zagranicznych, obecnie merem Tirany, 39 letnim Lulzimem Bashą – podpisać umowę o partnerskich miastach byłoby ekstra. Podrzućcie jeszcze kilka pomysłów na ten międzypaństwowy dil. A będziemy mieli w mieście, obok dzielnicy Czterech Wyznań, miejsce Piąte – też żywiołowe, pulsujące, do oswojenia.
Nie zmarnujmy tego.
Zdzisław Smektała bbd@bbd.pl
Fotografie z archiwum autora
Albania - Tirane, Durres
Albania Nature's Beauty & Traditional Music [HD]