Nigdy nie nosiłem partyjnej legitymacji, nie wyłem organizacyjnego hymnu.
Ale nie byłem bez winy. Kilkanaście lat temu ułożyłem statut mojej autorskiej partii. PPRN – czyli Polska Partia Ruszających Nogami. Szło mi o tych osobników (i osobniczki nierzadko), którzy – w nerwowym dygu – miarowo poruszają nogami. Spotykacie ich codziennie w restauracjach, kinach, teatrach, także w rodzinnych domach. Siedzą na krzesełkach, fotelach, ławkach i gibu, gibu, ruszają kończynami. Takich ludzi są w Polsce grube miliony, są wokół w nadspodziewanej liczbie. Więc pomyślałem, że taka idea zebrania pod jeden partyjny dach dygaczy nogami - przyniosłaby gigantyczny sukces. Jednocześnie byłaby to, w naszym polskim kondominium, partia nader demokratyczna, wolna od szowinizmów.
Ci bowiem, co nerwowo ruszają lewą nogą – w PPRN reprezentowaliby Lewicę. Tacy, co to trykają glebę lub parkiet, nogą prawą – wyrażaliby ideały Prawicy. A ci z kolei, najbardziej popierdzieleni, którzy w glebę waliliby dwiema kończynami – aż prosi się nazwać hoplitami Centrum. Ale pointa byłaby taka: poruszaj, którą chcesz girą, ale szanuj zasady PPRN (czyli Polskiej Partii Ruszających Nogami). Wyobrażacie sobie trzymilionowa gromadę rodaków zjednoczonych we wspólnym ideologicznie dygu?! Nawet PZPR (wyjaśnienie dla młodzieży – przepadła w otchłani Polska Zjednoczona Partia Robotnicza), byłaby przy PPRN cienkim Lechem albo Bolkiem, bladym petentem, chłopcem na posyłki.
Alan Greenspan
Jednym z ważnych punktów partyjnego statutu, jaki wtedy ułożyłem, była możliwość kupowania skarpet - dla członków PPRN - po cenach zdecydowanie ulgowych. Wiadomo bowiem, że skarpeta - nieustannie pocierająca skórę buta - wyrabia się, robią się w niej dziury. W butach chińskich, takie partyjne pocieranie stopami, tworzy dziury nie tylko w skarpecie, ale i w bucie - niestety. A nie każdego statystycznego członka stać na eleganckie buty Baty, Wilsona albo czarne dyplomatki od Harrodsa. Aby dać dobry przykład moich statutowych obietnic, sam postanowiłem chodzić w butach nie zakładając skarpetek. Miałem je wciągnąć na stopy dopiero w dniu, w którym takie bonifikaty dla ludzi PPRN, załatwię.
Paul Wolfowitz
Niestety - podczas samolubnych, w ostatnich latach, rządów PiS i teraz PO - to się wciąż nie udawało. Zatem do dzisiaj – przez niemal cały rok (odliczmy syberyjskie mrozy) - śmigam bez skarpetek, po angielsku: socks. Wprawdzie mam ich obecnie około 60 par, zupełnie nowych, nigdy nieużywanych (kupuję je bezwiednie na trasie pomiędzy dawnym Placem 1 Maja a Rynkiem, czyli na Ruskiej), ale z powodu tego przyrzeczenia ich nie wdziewam. Czuję jednak, że złamię przysięgę. Lecz bynajmniej nie z tego powodu, że zapoczątkowana w XIX wieku rewolucja przemysłowa spowodowała, że skarpety, podobnie jak wiele innych przedmiotów użyteczności codziennej, stały się produktem wytwarzanym na skalę masową. I nie z tego powodu, że dzięki skarpetkom możemy nie tylko chronić swoje stopy, ale również dobrze wyglądać. Wybór kolorów, wzorów i kształtu można swobodnie dostosować do gustu, okoliczności i wieku.
David Cameron
Pragnę skarpetki - po latach - znowuż włożyć na stopy, solidaryzując się z sympatykami PPRN z całego świata. To oni przekonali mnie, że można być garderobianym dziadem - a mimo to - siedzieć na wygodnych stołkach. Myślę tutaj szczególnie o międzynarodowych ważniakach, przede wszystkim o amerykańskim finansiście Alanie Greenspanie, byłym szefie Systemu Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych, o Paulu Wolfowitzu, byłym prezesie Banku Światowego, o Davidzie Cameronie, aktualnym premierze Wielkiej Brytanii i wreszcie o Lechu Wałęsie, naszej Narodowej Ikonie i pokojowym nobliście.
Więc taki Paul Wolfowitz, chłopak z Brooklynu polskiego pochodzenia (za miesiąc stuknie mu 70-siątka), przebywał ongiś w tureckim mieście Edirne, gdzie - sam z siebie - postanowił odwiedzić meczet. Muzułmańska tradycja nakazuje, że finansista musiał zdjąć przed wejściem buty. Zdjął, a oczom wszystkich ukazały się wielgachne dziury w vipowskich skarpetach. A pamiętajmy, że gość ten decydował codziennie o przepływie miliardów dolarów, sam zarabiać miesięcznie 100 000 baksów. Albo kolejny finansowy decydent Alan Greenspan, który także w tamtych muzułmańskich terenach zaprezentował publicznie skarpetkowe dziury.
Lech Wałęsa
A z kolei, jakieś dwa lata temu, na poranny wywiad do telewizyjnego programu "This Morning" stawił się David Cameron. Premier Wielkiej Brytanii, podobnie jak wymienieni finansiści, też przyszedł do studia w dziurawych skarpetkach. Dziurawy sprzęt Camerona telewizja pokazywała w niezliczonych powtórkach. Komentatorzy mówili: Premier zrobił tym samym z siebie pośmiewisko. No, bo kto jak kto, ale szef znaczącego w świecie kraju powinien chodzić dobrze i schludnie ubrany. W tej sytuacji skarpetkowa przygoda naszego prezydenta z ostatnich dni, na londyńskim lotnisku Heathrow, nie była aż tak tragiczna. Dziurawe skarpety trzymał Lech Wałęsa w bagażowej torbie, nie na nogach. Sam mówił tak: Zostałem wprowadzony przez ambasadę w błąd, pytałem trzy razy czy wszystko jest przygotowane vipowsko. Poinformowano mnie, że tak, więc nie dbałem o pakowanie, wrzuciłem majtki, skarpetki dziurawe, no i jak poddano mnie kontroli, to wyciągano to i wokół z premedytacją pokazywano. Zostałem potraktowany z ohydą. Przygoda naszego prezydenta ostatecznie odwiodła mnie od walki o bonifikatę na ceny skarpet. Tym bardziej, że do tego męskiego tematu, w tych dniach, wchrzanili się Japończycy. Na globalnym rynku ukazały się skarpetki, które już w standardzie, w opakowaniu, posiadają dziury. Skarpetki firmy Naigai N-Platz zostały wyposażone w specjalne otwory, które mają niwelować powstawanie nowych dziur! Japońce wykombinowali, że dziura umieszczona w strategicznym miejscu znacznie zredukuje ryzyko rozerwania materiału, ponieważ energia naprężeń rozprasza się równomiernie, zapobiega powstawaniu nowych dziur. Co więcej, otwór w skarpecie poprawia chłodzenie stopy, a więc ta mniej się poci, zaś konstrukcja skarpetki sprawia, że zdejmowanie obuwia jest znacznie łatwiejsze.
Dalaj Lama
To dopiero łebskie cholery z kraju gejsz, kwitnącej wiśni i mocnej sake! Czy teraz rozumiecie, dlaczego nasz Lech Wałęsa, honorowy obywatel Wrocławia, wymyślił przed laty, aby do Polski wprowadzić drugą Japonię? Chociaż, gdy już mowa o zacnych, honorowych obywatelach naszego miasta, ze skarpetkami nie ma najmniejszego kłopotu uczestnik zakończonego właśnie warszawskiego szczytu noblistów. Myślę o czcigodnym Dalaj Lamie. Podobnie jak ja przez długie lata - ten światowy moralny autorytet w ogóle ich nie używa. Muszę to dokładnie przemyśleć!
Zdzisław Smektała bbd@bbd.pl
Zdjęcia z archiwum autora.